niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 1

            -Gotowa?- do pokoju wpadł jak oparzony mój kuzyn.
            -Jeszcze nie- odpowiadam spokojnie i pochodzę do szafy.
            -Kobieto, za dwie godziny musimy być na lotnisku!- krzyczy na co zaczynam się śmiać. Czy on nie może być chociaż raz spokojny?
            -Spokojnie, zdążę. Mam mało rzeczy do spakowania- uspokajam go.- Za ile wyjeżdżamy?- pytam wyjmując z szafy moje bluzki.
            -Za półtorej godziny- mówi i wychodzi z pokoju.
            Niedbale wrzucam ubrania do walizki i postanawiam zadzwonić jeszcze do Zuzu. Mojej najlepszej przyjaciółki. Wchodzę w kontakty i wybieram jej numer. Po chwili słyszę dźwięk jej telefonu. Kieruje się za dźwiękiem, który jak się później okazuje dochodzi z mojej kuchni. Na krześle przy blacie siedzi Zuza i popija sobie herbatkę z moją mamą. Odchrząkuję na co one spoglądają w moją stronę. Do kuchni jak piorun wlatuje kuzyn.
            -Natalie, widziałaś gdzieś moją ładowarkę?- pyta i nie przestaję biegać w kółko.
            -Lou, kuzynku ty się kiedyś zgubisz- mówię na co on wytyka na mnie język i wychodzi z pomieszczenia.
            -Witam panią Natalie- mówi przyjaciółka i przytula mnie.
            -Witam panią Zuzannę- odwzajemnia przytulenie.
            -Spakowania?- pyta znając już odpowiedź.
            -Znaczy się…- zaczynam powoli.
            -Nie- dokańcza za mnie.
            -Nie- przyznaję się.
            -Chodź, pomogę ci- mówi i ciągnie mnie na górę.
            Wpadamy śmiejąc się do mojego pokoju, w którym porozrzucane są moje ubrania. Przysięgam są wszędzie. Nie jestem najlepsza w utrzymywaniu porządku, ale Zuzu trzyma mnie na ziemi i co chwila, karze coś ogarnąć.
            -Jezu jaki tu bajzel- łapie się za głowę.- Tak źle jeszcze nie było.
            -Nie marudź, tylko pomóż- poganiam ją.
            Siadam i patrzę jak przyjaciółka wykonuje za mnie wszystkie czynności. Nie mija piętnaście minut i już pomagam jej zapiąć bardzo wypchaną walizkę. Liczę, że wszystko mi spakowała, ale u mnie to nie problem, bo mam mało rzeczy. Mieszczę się spokojnie w jedną walizkę.
            -Zostały jeszcze buty- mówi mi.
            -Biorę wszystkie- odpowiadam entuzjastycznie.
            Ubrania nie są dla mnie tak ważne jak buty. Kocham je! Są moim światem! Mam ich chyba z pięćdziesiąt par! Nie wytrzymałabym bez kupienia przynajmniej jednej pary na miesiąc. Zuza o tym wie i pewnie dlatego nie chce się do tego tak szybko zabrać. Będzie ciężko.
            -Mogę ci te buty sama spakować? Będzie prościej- prosi błagalnie.
            -Oszalałaś. Spakujesz tylko dwie pary i w czym ja będę tam chodzić- mówię rozgoryczona.- Muszę mieć cię na oku. Obiecuję, że nie wezmę więcej niż dziesięć par i, że będę uległa na twoje propozycje.
            -Dziesięć par! Kobieto ty tam jedziesz na miesiąc, a nie na całą wieczność!- krzyczy na mnie.
            -Ty mnie w ogóle nie rozumiesz- robie jej wyrzuty.
            Moja przyjaciółka jest typem chłopczycy. Definiuje- mało, skromnie, rurki, męska bluzka, wygodne buty, zero make- upu, włosy związane w kitkę, luz, wygoda. Super z niej dziewczyna. Nie wiem jak ja bez niej wytrzymam cały miesiąc.
            Ja z entuzjazmem, a Zuza przygnębiona podeszłyśmy do największej szafy w moim pokoju i zaczęłyśmy wybierać buty. Okazało się, że wezmę ich dwanaście par. Torba nie chciała się zapiąć, ale ja ją tak ścisnęłam, że dopięła się bez problemu.
           
***

            Nienawidzę wyjeżdżać gdzieś bez przyjaciółki. Pożegnania z nią są zawszę takie trudne. Ona zawszę trzyma się twardo, to ja ciągle ryczę. Taka moja natura.
            -Nie zapomnij tam o mnie- mówi mi.
            -Nie zapomnę, a ty nie znajdź sobie nowej przyjaciółki- dodaję.
            -Mogę o to samo prosić. Twoje urodziny spędzimy osobno. Jezu jak to możliwe, że ci na to pozwoliłam- mówi i widzę, że zaczyna się rozklejać.- Jest jedna korzyść. Będziesz mieszkała z pięcioma przystojnymi chłopakami- śmieje się.
            -W tym jeden kuzyna, a dwóch zajętych- karcę ją.
            -Masz jeszcze dwóch do wzięcia- mówi mi, po czym się śmieje.
            -Ja tam jadę pozwiedzać i odwiedzić ciocie, a nie flirtować- chichoczę.
            -Ale oprócz tego będziesz miała dużo wolnego czasu- porusza śmiesznie brwiami.
            -Natalie musimy już iść- pogania mnie Lou.
            Żegnam się z Zuzą i mamą. Jak zawsze się rozklejam. Potem idę z kuzynem do bramek. Na szczęście cała aparatura nie zaczęła pikać, a powiem, że ja mam cholernego pecha. Z Lou kiwam przyjaciółce i mamie, po czym kierujemy się do hostessy, która sprawdza bilety. Gdy zobaczyła mojego kuzyna o mało co nie wylądowała na ziemi. Na szczęście stał tam jeszcze jeden facet i ją przytrzymał. Na tą całą sytuacje zaczęłam chichotać, a Louis skarcił mnie wzrokiem. Dał hostessie autograf i skierowaliśmy się do samolotu.
            Lot minął dosyć dobrze. Znaczy się jak dla kogo. Ja gdy od razu usiadłam na miejscu zmówiłam modlitwę i siedziałam cały czas spięta. Nienawidzę latać. Lou gdy zobaczył jak się denerwuje zaczął się  śmiać, a wszyscy się na niego gapili. Skarciłam go spojrzeniem i do piero wtedy się opanował, i przez cały lot trzymał mnie za rękę, ale to nic nie dało. Gdy stanęłam na ziemi  ucałowałam ją. Nie interesowało mnie to czy ktoś się na mnie gapi czy nie. Najważniejsze, że jestem na ziemi.
            -Na marchewkę Natalie wstań z ziemi- pośpiesznie mówi Lou i ponosi mnie z ziemi.
            -Wychodzimy z tond teraz! Natychmiast- powiedziałam i pośpiesznie udałam się w stronę wejścia na lotnisko.

            Gdy weszliśmy do głównej sali lotniska stały już tam tłumy fanów i dziennikarzy. Zaczęli robić nam zdjęcia, a kuzyn zaczął rozdawać autografy i robić sobie zdjęcia z ludźmi. Niektórzy pytali kim jestem i Lou musiał się tłumaczyć. Trochę się niecierpliwiłam, ale czekałam, aż skończy. Po niecałych piętnastu minutach ochrona zaczęła nas prowadzić do limuzyny. Zapakowali nasze bagaże i ruszyliśmy. Długo to nie trwało i zobaczyłam przez okno piękny duży dom i fanki przed bramą trzymające różne plakaty typu ,,1D kochamy was’’, ,,Larry <3’’ i tym podobne. Wjechaliśmy na parcele. Kierowca otworzył mi drzwi i  powoli wysiadłam z auta. Dom był nieziemski. Duży i przestronny. To co lubię!


             Weszliśmy do domu, a w holu od razu pojawiła się czwórka chłopaków.
            -Hej chłopaki- przywitał się Lou.- To moja kuzynka Natalie, o której wam opowiadałem- przedstawia mnie.
            -Hej- przywitali się chórkiem na co się zaśmiałam.
            -Hej- odpowiedziałam im.
            -Ja jestem Harry- przedstawił się pan w loczkach.- To jest Zayn.- Wskazał na mulata.- To Niall.- Wskazał blondyna.- A to jest nasz tatuś Liam.- Wskazał na najmądrzej wyglądającego z nich.
            -Miło cię gościć w naszym domu- powiedział Liam.
            -Dzięki.
            -Lou opowiadałeś o niej, ale nie mówiłeś, że jest taka ładna- zawrócił się Harry do mojego kuzyna.
            -Po pierwsze nie ładnie kłamać- skarciłam Harrego.- A po drugie ty im o mnie opowiadałeś?- Spojrzałam zadziwiona na kuzyna.
            -Tak troszkę- mówi cichutko.- Chyba się nie gniewasz, bo mnie kochasz. Prawda?
            -Taaaa…
            -No to super. Chodź pokaże ci twój pokój- łapie za moje walizki i prowadzi na górę.
            Idziemy przez korytarz. Mijamy różne drzwi, które prowadzą pewnie do pokojów chłopaków, aż w końcu trafiamy na ostatnie drzwi na środku korytarza. Wchodzimy już do mojego pokoju. Rozglądam się po pomieszczeniu. Pokój jest przepiękny.


-Podoba ci się?- zapytał niepewnie kuzyn.
            -Bardzo- mówię mu i całuje go w policzek.
            -To się cieszę- uśmiecha się do mnie szeroko.- Tam masz łazienkę, a koło niej garderobę.- Wskazuje na drzwi po prawej.
            -Własna łazienka?! Super- wskakuję na łóżko.
            -Okej. Pomóc ci w czymś jeszcze?- pyta.
            -Nie.
            -Jak się już ogarniesz, czy rozpakujesz to zejdź do nas na dół- mówi i wychodzi.
            Kładę się na łóżku i zamykam oczy. Czuje jak odpływam. Nie mogę się powstrzymać, aby nie zasnąć. Jestem po prostu padnięta. Pochłania mnie błogi sen.


1 komentarz: